wtorek, 21 czerwca 2011

Cytaty

No więc egzystuje pewna wyjątkowo życiowa książka. A konkretnie seria książek. Niejakie Werostwo jest aktualnie w trakcie czytania pierwszej części, tzn. "Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi". Dzisiaj najbardziej życiowe cytaty z tej książki właśnie.

-Przejdziemy wentylacją! -zaproponował Net. -Widziałem to na filmie. James Bond przeszedłby wentylacją.
-Może gdyby był chomikiem. -Felix wskazał kratkę wentylacyjną wielkości dłoni.
str. 102

-Długo - powiedział Net - Mam skromny krowiant.
-Co skromne?
-Dwie kanapki z wołowiną.
str. 325

-Jeśli o mnie chodzi to zajęcia z tym obleśniakiem nie wchodzą w grę.
-No - zgodził się Net - Pewnie obsmarkuje uczniów za nieodrobienie pracy domowej.
str. 44

Równo z dzwonkiem weszli do sali chemicznej. Kwadrans później do klasy wparował Lambert i osłupiał na widok kompletu uczniów.
- Przepraszam za spóźnienie – wyjąkał, zaczerwienił się i zamrugał oczami. – Eeee... Zaszła seria nieoczekiwanych zdarzeń. Babcia potknęła się o... parasolkę, którą ktoś nieuważnie położył na środku podłogi i upadła na psa... I ten pies tak się przestraszył, że połknął klucz. Babcia musiała iść do pracy... Nie! Na pocztę. A ja musiałem zostać, bo nie było jak zamknąć drzwi...
str. 88

- Nie masz kominka, więc wszedłem przez kontakt - wyjaśnił Mikołaj, wskazując szafkę. - Ostatnio trochę przytyłem, ale bezpieczniki wytrzymały.
str. 202

Werszonowi śmiechu życzę.

Na dziś

środa, 15 czerwca 2011

Wariatkowo

Witam!
Wiecie, co nazywam wariatkowem?
Cóż, w sumie wszystko można tak określić, ale...
W tym wypadku to 8 godzin w szkole i półgodzinne czekanie na autobus kursujący ponoć co 20 minut. Po prostu r e w e l a c j a.
Chociaż biorąc pod uwagę 3 miejsce w konkursie literowania z angielskiego (jakież to ambitne!), a z niemieckiego wygraną naszej klasy, w sumie ironia nie jest potrzebna. Fajnie było.
Dzisiaj ominął mnie polski. Chyba wezmę się za kucie do konkursu wiedzy o Wielkiej Brytanii i na niego pójdę, żeby jutro ominął mnie kolejny. Ściśle mówiąc, trzeci polski jutro. Bo takim właśnie optymistycznym akcentem kończy się u nas rok szkolny.
7 dni!
I wakacje, wakacje, wakacje...
I nie wiem co pisać, bo mimo presji Weroniki wena do mnie nie przychodzi.
Do następnej!

Nowe odkrycie

niedziela, 12 czerwca 2011

Taa...


Już mi jakby trochę normalniej. Może będzie dało się mnie czytać.
Poza przerażającym faktem, że jutro poniedziałek, w sumie wszystko jest OK. No i jeszcze perspektywa pisania rozprawki na polski... ale to zaraz.
Zarąbista pogoda. Aż żal w domu siedzieć, ale znowu nikogo nie da się na pole wyciągnąć. Cóż.
10 dni do wakacji.
Jakieś plany? Gadam sama ze sobą.
Ja oczywiście jestem przez mamę zaciągana nad morze. Jak sobie przypominam tą traumę z Grecji, od rana do wieczora na plaży, to aż mi się wszystkiego odechciewa. Ale takie życie.
Przede wszystkim parę dni po zakończeniu roku na 3 dni do Krakowa. Do południa na wystawie, a potem na podbój miasta. To mi się jakoś bardziej uśmiecha od wystawiania się do słońca i wdychania piasku, ale i na to nie narzekam. Ostatecznie nie ma na co, ale ja i tak zawsze coś znajdę.
Kto mi załatwi zwolnienie z WF? Pilne, na jutro.
Oceny wystawione, ale luzu i tak nie mamy. Ciężkie ucznia życie. Ale w sumie nawet tak źle być nie może.
Z dedykacją dla Iskry i Kanoii!
Kanoa, nie będzie tak tragicznie, jak myślisz!
Nie bój się tego czwartku :)

sobota, 11 czerwca 2011

Privately divided by a world do undecided and it's nowhere to go

Właśnie zdałam sobie sprawę, że coś się dzieje. Coś dość niepokojącego.
Zaczął się weekend. Wraz z jego początkiem dopadło mnie chore wrażenie, że mi się n u d z i. Zresztą zaczęło się już wczoraj.
Bo tak w sumie... w szkole przynajmniej coś się dzieje, mimo, że jeszcze niedawno właśnie przez ów szkołę moim największym marzeniem było trochę się ponudzić. Ale jednak w domu tak jakoś... pusto.
Bez Iskry i Kanoły to nie to samo, nie da się ukryć.
Siedzę sobie tak sama, mama poszła na siłownię, a na 15.00 ponoć idziemy na ślub jakiejś niezidentyfikowanej kuzynki.
Właśnie na potrzeby posiedzenia godziny w kościele i złożenia młodej parze życzeń mama nażelowała mi włosy i wyglądam jak wypatroszony kurczak.
Normalnie umierać nie żyć.
Ludzie złoci, co ja odpierniczam.
Idę słuchać Nightwisha, może mi przejdzie.
Napiszę ponownie jak mi wróci nastrój!





piątek, 10 czerwca 2011

Dzień dobry! Oj, nie taki dobry...

Czy ja wiem...
Pogoda badziewna, nuda x40 i jeszcze jakieś dziwne odgłosy z kuchni. W domu straszy?
To chyba jednak z podwórka.
Czyli mogę już wyjść spod łóżka.
Dodajmy do tego przepalone dwie żarówki, więc w pokoju ciemno jak w grobie. Ja i moje problemy życiowe. Ale dzień (jest) dobry i tego się trzymajmy.
Kiedy ja ostatnio miałam ten dobry humor? Na tyle dobry, żeby sklecić cokolwiek co przynajmniej pozornie się rymuje? Z tego co pamiętam, dzisiaj na ostatniej lekcji.
Pięć niekontrolowanych ataków histerycznego śmiechu na histerii... historii. Bo ostatecznie jak brzmi "najazd obcych na Polskę"?


Z każdym dziwniejszym snem

Być coraz bardziej sobą

Z każdym kolejnym dniem

Coś zaczynając na nowo


Kiedy ja ostatnio miałam ten dobry humor? Na tyle dobry, żeby sklecić cokolwiek co przynajmniej pozornie się rymuje? Z tego co pamiętam, dzisiaj na ostatniej lekcji.
Pięć niekontrolowanych ataków histerycznego śmiechu na histerii... historii. Bo ostatecznie jak brzmi "najazd obcych na Polskę"?
Wolę się nie rozpisywać na tego typu życiowe tematy, bo się rozpiszę.
W kiepskim humorze po raz pierwszy od dłuższego czasu. Pozdrawiam!

Na dziś